Owoce morza albo się kocha, albo się ich nienawidzi. Ja
zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy - wystarczy postawić przede mną mule
i wciągam je jak odkurzacz. Najbardziej smakują mi w białym winie, a jeżeli mam
do tego jeszcze kieliszek chłodnego prosecco, dzień można uznać za bardzo udany. *
2 szalotki
1 ząbek czosnku
2 liście laurowe
kilka gałązek swieżego tymianku
300 ml białego wytrawnego wina
pęczek natki pietruszki
bagietka do podania
* Z okazji muli warto jest się na chwilę pogodzić z białym pieczywem i podać bagietkę do nich.
Mule wyszorować i opłukać pod bieżącą wodą, osuszyć. Szalotki i czosnek obrać i drobno posiekać. Na oliwie zeszklić szalotkę i czosnek nie rumieniąc. Wlać białe
wino, dodać pietruszkę (zostawić trochę do posypania na koniec), liście laurowe i tymianek. Zwiększyć ogień i doprowadzić do
wrzenia. Dodać mule i gotować pod przykryciem przez 5 - 6 minut na dużym ogniu,
aż mule się otworzą. W trakcie gotowania potrząsnąć garnkiem i zamieszać. Zdjąć
z ognia. Mule, które się nie otworzyły wyrzucić. Posypać resztą natki i zaraz podawać.
ja nienawidze, ale brzmi mega poważnie i uwielbiam brzmienie słowa 'mule', tak... elegancko :D
OdpowiedzUsuńzapraszam :) http://natkaczo.blogspot.com/
Uwielbiam mulę zwłaszcza w risotto, albo w paeli, ale w białym winie nie jadłam :)
OdpowiedzUsuń